Wypad nad Wisłę z Moniką i Ewką. Kupa marudzenia, mało jeżdżenia, szczególnie przez Monikę. Co do formy Ewy to byłem pod wrażeniem, tym bardziej, że jeździła na asfaltowych cieniutkich oponkach i bez przedniego amora po lesie i sobie radziła całkiem dobrze, na pewno lepiej niż Monika na rowerze przeznaczonym na takie trasy. Domek -> Zaborów -> Zaborów Leśny (przez bagienka oczywiście:)) -> Karczmisko -> Cmentarz Palmiry -> Palmiry -> Łomna -> brzeg Wisły -> Łomna ->Palmiry -> Cmentarz Palmiry -> Truskaw -> Mariew -> Borzęcin Duży -> Jakoś na skróty do Domku
Z braku czasu tylko mała wycieczka do Kampinosu. Miałem wstać o 7, bo czas miałem tylko do 13, ale wieczorem sobie z kimś rozmawiałem i nie udało mi sie wyspać do 7. Wstałem o 9.40, szybkie śniadanko, napełnienie bidonów i jazda...:) Standardowo kierunek Zaborów, gdzie wpadłem na niebieski szlak. Odwiedzając bagienka (górne błota) byłem w szoku, nie licząc przewróconych drzew to tylko raz musiałem zejść z roweru, po prostu wszystko wyschło. Jechałem cały czas do Lasek, gdzie wyskoczyłem na drogę Łączniczek AK (najfajniejszy "kawałek" puszczy), oczywiście ile sił w nogach na pedały i dobrze unikać wszystkich przeszkód. Wyjechałem koło kapliczki w Sierakowie, gdzie jakieś kobiety zaprosiły mnie na msze przy tej kapliczce o 14, która odbywa się tylko raz w roku, niestety nie mogłem skorzystać z okazji, musiałem gnać do domu, bo już miałem mało czasu, więc przejechałem przez cały Sieraków i wyskoczyłem na zielony szlak, następnie na niezbyt ciekawy niebieski i dojechałem do samego Truskawia. W Truskawiu żółtym na Zaborów Leśny, a następnie niebieskim przez bagienka do Zaborowa (gdzie spotkałem się z Sajkorem, który właśnie wjeżdżał do puszczy) i do domciu. W takim skwarze 1,5l napojów to było mało, nawet na tak krótki dystans, wróciłem do domu wypluty, a w Kampinosie było tak strasznie sucho, że piach mam wszędzie w rowerze... a dzień przed tym wypadem czyściłem cały napęd... ech.. ;)
WPR 2008 Nic dodać, nic ująć... świetna impreza :) Byłem pod wrażeniem, że udało się zorganizować tak wspaniały wyścig na orientacje, bez pobierania opłat od zawodników. Rano przyjechali po mnie Sajkor i Mementomori, zebrałem się i ruszyliśmy na Pruszków, gdzie mamy około 10 km, więc najlepszym środkiem transportu na imprezę okazał się rower. :P Dużo ludzi, dużo rowerów i duże zamieszanie. Podjechali do nas Wiliam i jakiś kolega Memento (nie pamiętam imienia) i sobie tak rozmawialiśmy, aż do startu. Jakieś 5 minut przed startem gdy już wszyscy byli na miejscu rozległ się wielki huk, nikt nie wiedział co się dzieje, a to się okazało, ze komuś za nami wybuchła dętka, ale facet dał sobie rade i przed startem już miał założoną nową. Start. Ruszyliśmy ulicami Pruszkowa za wozem straży miejskiej (wspaniałe uczucie, gdy blokują ruch w mieście, żebyś Ty mógł przejechać :P). Miła atmosfera, wesołe pogaduszki, wszystko było świetnie i sympatycznie. Gdy dojechaliśmy do parku, w miejsce startu ostrego, wszyscy zaczęli się rzucać na ludzi, którzy rozdawali mapy, a później konspiracja, jak pojechać?, jak będzie krócej?, jak będzie łatwiej?, jak będzie szybciej?! Postanowiliśmy jechać w miejsca które najlepiej znamy... Ostry start. O godzinie 10.20 rozpoczął się wyścig, wszyscy ruszyli pozostawiając za sobą tumany kurzu. Z naszej ekipy ja ruszyłem pierwszy i zapominając o tym, że w jednym miejscu ścieżka skręca, prawie wpadłem do rzeczki :). Na szczęście nic się nie stało. Gdy wyjechaliśmy na ulice sparaliżowaliśmy pół Pruszkowa, ludzie przejeżdżali na czerwonym świetle, jechali pod prąd... każdy miał ciśnienie na wygraną. Jako pierwszy cel mało osób wybrało sobie Gołaszew, ale między nimi byliśmy my, Zaraz za wyjazdem z Pruszkowa ktoś wyprzedził Sajkora, a on nikomu nie podaruje i usiadł mu na kole, ja niewiele myśląc uczepiłem się jego koła (średnia prędkość powyżej 30km/h). W tym miejscu pozostawiliśmy naszych kolegów, bo nie dawali rady. Gnaliśmy tak aż do skrótu przy którym odczepiliśmy się od peletonu i skręciliśmy, co jak się później okazało zaowocowało tym, że jako pierwsi tam dotarliśmy :). Szybkie sprawdzenie godziny i użycie perforatora na karcie i w drogę. Mały powrocik i kierunek na Moszna, później Krosna, gdzie był kolejny punkt. Musiałem pomóc trochę niższym zawodnikom, ponieważ perforator był zamocowany w trudno dostępnym miejscu, więc mała strata czasu... Następnie staraliśmy się tak kierować, żeby mieć jak najwięcej z wiatrem, więc jechaliśmy trochę dłuższą drogą do Żukowa, ale przekroczyliśmy dozwoloną prędkość, bo było ograniczenie do 30 km/h, więc nie straciliśmy za dużo. Punkt ten był na mostku na rzeczce w szczerym polu, postanowiłem troszkę odpocząć i zjeść batona, ale złapałem gryza i Sajkor zaczął mnie opierdzielać, że już musimy jechać, więc popiłem i pojechałem za nim do Milanówka, gdzie punkt był przy Alei Kasztanowej, gdzie zrobiłem sobie fotkę z kolegą Nothi, którego już nie pierwszy raz spotkaliśmy na trasie:). Później kierunek na Kazimierówkę, gdzie punkt był mocno ukryty, ale dzięki kolegom znaleźliśmy go bez problemu. Ostatni waypoint zaliczyliśmy w Żółwinie, przy drzewku jakimś, a następnie wyjechaliśmy na trasę do Pruszkow i gnaliśmy w stronę mety. Gdzieś jeszcze przed Pruszkowem zaczęła mnie boleć prawa łydka, ale to chyba muj organizm nie był przygotowany na taki wysiłek, na szczęście nie przeszkadzało mi to w dalszej jeździe. Przed Zniczem (gdzie była meta) puściłem Sajkora przodem, bo należało mu się to, po tym jak przez całą trasę nas prowadził. Później nie wierzyliśmy własnym oczom i uszom, gdy okazało się, że Sajkor jest 8, a ja 9 :D. Jeszcze większym zaskoczeniem było to, że pierwsze dwie osoby przyjechały 10 minut przed nami, a zrobiły 10 km mniej... Więc jak byśmy lepiej dobrali trasę to wygraną mielibyśmy w kieszeni... :P Po wyścigu poszliśmy na obiad, później porozmawialiśmy z naszymi kolegami, którzy dojechali, poczekaliśmy na oficjalne wyniki i rozdanie nagród, a następnie wróciliśmy do domu. Zniecierpliwiony czekam na następny WAYPOINTRACE...! :)
Wypad z Tomkiem i Sajkorem do lasu, w sumie fajna pogoda, wiało tylko jak jechaliśmy do puszczy, reszta trasy bezproblemowa, czasami wysiadałem, bo chłopaki już dość sporo kilometrów w tym roku zrobili, ale mnie pochwalili po wszystkim :) Trasa w sumie fajna, choć niektóre fragmenty mi się nie podobały... Ale dotleniłem się przed maturką z geografii :)
Krótki wypad, żeby podrzucić cioci płyki, wieczorkiem już po zmroku... Fajna pogoda, bo było ciepło i bezwietrzne. Płochocin - Błonie - Witanów - Błonie - Płochocin